SUSHI Z KARPIA
Miłością do ryb zaraził go Ojciec. Do dziś wspomina wschody słońca nad Bugiem i zasiadki ze swoim tatą Kazimierzem na bużańskie, rzeczne sazany.
Szkołą pierwszego wyboru było dla Andrzeja Technikum Rybactwa Śródlądowego w Kocku.
– To był świetny czas, wśród podobnych mi zapaleńców „rocznik 69” z całej Polski i doskonałych nauczycieli, z których muszę wymienić śp. Marka Kośmidera – wspomina Andrzej. -Internat, wyprawy na ryby nad Tyśmienicę, dorastanie z dala od domu – szkoła życia. Szczególnie wspominam praktyki m.in. w GRyb. Kock, gdzie dyrektorem był Marian Rapacewicz, człowiek o dużej charyzmie. Praktykowałem w IRŚ w Żabieńcu pod okiem świetnego mentora – Zygmunta Okoniewskiego. Wyjątkowe były praktyki wylęgarnicze w Samoklęskach.
Studia na Zootechnice w ówczesnej WSR-P w Siedlcach i znów powrót do korzeni – praca magisterska na temat ryb, pierwsza w historii tej uczelni. Praca powstała po dwuletnich badaniach w Wylęgarni w Samoklęskach u kolejnej wspaniałej osoby – Marii Filipiak.
Wejście w dorosłość to lata 90., szalało bezrobocie i postępowała prywatyzacja w rybactwie. Jednak w tym czasie pojawiły się też sieci hipermarketów.
W Warszawie powstawał francuski hipermarket z profesjonalnym stoiskiem rybnym – wspomina Andrzej. Złożyłem CV i zostałem asystentem działu rybnego. Otwarcie Geant było w stolicy mega sensacją, a francuska formuła stoiska ze świeżą rybą ściągała tam takich celebrytów jak Rodowicz czy Rynkowski, których osobiście miałem okazję obsługiwać. Praca w międzynarodowych zespołach to była kolejna szkoła życia, którą bardzo dobrze wspominam, mimo ciągłych wyzwań. Nudno nie było. Spędziłem tam kilkanaście lat.
Przyszedł jednak czas na pracę na własny rachunek. W 2009 razem z Rafałem Tusznio, którego poznał na wyprawie wędkarskiej w Norwegii, założył spółkę „Lucky Fish”.
– Rozpoczęliśmy otwarciem sklepu rybnego w Krakowie, a fakt, że obaj byliśmy w przeszłości kupcami, pozwolił nam celnie kierować naszą ofertę do sieci – dodaje Andrzej.
Milowym krokiem było świeże sushi. Pierwsi w Polsce opracowaliśmy system pakowania w MAP tego produktu. Kuchnia wschodnia na bazie ryb, to obecnie domena naszego zakładu. Jesteśmy kreatywni i innowacyjni. Flagowym przykładem jest tu sushi z karpia, które cieszy na wigilie coraz większe grono klientów.
– W 2011 r. zadzwonił Krzysiek Pawliszyn z pomysłem stworzenia „ grupy rybackiej”, która sprostałaby oczekiwaniom rynku. Kontakty z hodowcami pozostały, a pomysł bardzo mi się spodobał. Skrzyknąłem grupę rybaków z całej Polski. Przybyli sami lub z kolegami, kilku odmówiło i wybrało własną drogę. Ogólnie nasza idea nie spotkała się wówczas z przychylnością i zrozumieniem środowiska. Zaproponowałem nazwę „Polski Karp” i ruszyliśmy – wspomina Andrzej. – Ja byłem jednoosobowym biurem i działem handlowym. Chcę tu wspomnieć o dużym wsparciu ze strony Mirka Kolarza – ówczesnego prezesa.
Zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Wielkim wyzwaniem była zmiana formuły sprzedaży z ryby żywej na przetworzoną.Sezonów 2019/20 omal nie przypłaciłem zdrowiem, ale znów się udało. „Polski Karp” przetrwał, a nawet się wzmocnił.
Krzysiek Pawliszyn od lat nawoływał do zainwestowania w przetwórstwo. W końcu, wspólnie z kilkoma kolegami stworzył przetwórnię „Fair Fish”, która de facto uratowała „Polskiego Karpia”, bo jako jedyna w naszej grupie była profesjonalna i certyfikowana „IFS-em”.
Dotychczasową ciężką pracę na rzecz Organizacji Producentów „Polski Karp” należy kontynuować niezależnie od zmian personalnych, które w każdej organizacji są naturalne.
Bywa tak, że człowiek wraca do miejsc, gdzie się wychował. Być może powstanie „Doliny Huczwy” też wpisuje się w ten trend…
– Marzenia o rybactwie po latach się spełniły, jestem współwłaścicielem gospodarstwa wraz ze Sławkiem Grabowskim i Wiesławem Jurkiewiczem – uśmiecha się Andrzej Kalita. Z ogromną przyjemnością, gdy tylko czas pozwala, jadędo rodzinnego Łaszczowa, wkładam wodery i rzucam się w wir zajęć rybackich. To mnie wycisza i czyni bardzo szczęśliwym.