Przetarg va banque

W połowie lat 90. pojechał na spacer nad leśne stawy pod Krosnem Odrzańskim, a traf chciał, że kilka miesięcy później właśnie te stawy wystawiono na przetarg. Od razu postanowił stanąć w szranki o dzierżawę z opcją wykupu. Wspierała go w tym żona Bożena, absolwentka wydziału Ochrony Wód i Rybactwa Śródlądowego na ART w Olsztynie.

– Do dziś chodzą plotki, których ani nie potwierdzam, ani im nie zaprzeczam, że byłem tak głodny rybactwa, że jeszcze przed przetargiem zarybiłem ten obiekt – śmieje się Grzegorz Stasiszyn. – Faktem jest, że dość szybko dorobiłem się własnego narybku, choć nie wszystkie stawy dało się od razu w pełni zalać wodą z powodu grobli, które na torfowym gruncie po prostu „siadły”. Tak więc migiem trzeba było uruchomić dwie, omal non stop pracujące koparki. Z czasem stan techniczny moich stawów uległ znaczącej poprawie, a w konsekwencji wzrosła również wydajność obiektu. Pamiętam sprzedaż pierwszych kilku ton narybku. Pieniędzy wystarczyło nie tylko na czynsz dzierżawny. To była duża satysfakcja.

Studnia bez dna

Początki chowu ryb obfitowały w niespodzianki. Do dziś gospodarz wspomina odłów jednego ze stawów o powierzchni 8 ha. Ilości wpuszczanego narybku i skarmionego zboża dawały nadzieję, że powinno się z niego wyłowić nawet 8 ton ryb. Rzeczywistość zrazu wydawała się brutalna. Po opuszczeniu wody, na dnie odłówki było… 40 kg karpi, a na środku stawu została tylko kałuża o powierzchni dużego domu.

– Znajomy ichtiolog podpowiedział, że poprzedni gospodarze wyciągali sporo ryb właśnie z tego torfowego dołka – wspomina Grzegorz Stasiszyn. – Pożyczyłem łódź, a będąc już na wodzie chcieliśmy długimi drągami sprawdzić jak jest głęboko, ale to była prawdziwa studnia bez dna. Zaciągnęliśmy siecią po raz pierwszy i oczy zrobiły mi się okrągłe ze zdziwienia – matnia była pełna ryb. Ostatecznie z tej niewielkiej dziury wyłowiliśmy 9 ton karpi (!).

Marketing z głową

Dumą Grzegorza Stasiszyna po 26 latach gospodarowania na stawach w Grabinie jest nowatorskie urządzenie do wapnowania stawów. Jeden człowiek w ciągu dnia załatwia tyle, co poprzednio czterech i to w dwa dni.

– Dziś bardzo ważny jest marketing, ale marketing z głową. Gdy ktoś pyta o smak moich ryb, odpowiadam: karp, jak w każdym gospodarstwie, jest u mnie najlepszy – chwali się Grzegorz Stasiszyn.

Spośród trójki synów najstarszy Maciej zdobył rybackie wykształcenie i najbardziej wspiera ojca w hodowli. Od rybactwa nie stroni również o dwa lata młodszy Jarosław.