Stawy – nasze życie

Mimo że staż na swoich pierwszych w życiu stawach mają stosunkowo skromny, bo raptem kilkuletni, to potencjałem pewnie przebijają wielu innych. Justyna jest po licencjacie na Uniwersytecie Przyrodniczym w Krakowie i obronie pracy magisterskiej na UWM w Olsztynie o specjalności rybackiej. Michał jeszcze niedawno był pracownikiem krakowskiej uczelni z tytułem doktora, a do dziś prowadzi badania z dziedziny ichtiologii. Jeśli do tego dodać ogromne wsparcie ze strony taty Justyny – Włodka Bednarowicza oraz rzecz jasna trzyletniego Krzysia, dopiero wówczas można ocenić, jakie perspektywy stoją przed Gospodarstwem Rybackim Mazanów.

– Mimo, że nasza praktyka jest wciąż mała, to podstawy naukowe bardzo nam pomagają. Gdy jest jakiś problem, mamy w głowie przeważnie jakieś trzy rozwiązania, a niejedno zasłyszane od kogoś bardziej doświadczonego. Jednak rybakiem tak naprawdę staje się człowiek dopiero wtedy, gdy pozna zapach błota– wyznaje Justyna.  – Świadomość posiadania wykształcenia kierunkowego daje też taką siłę wewnętrzną. Gdy pojawia się jakieś nowe zadanie, którego jeszcze nie rozwiązywaliśmy w przeszłości, to zawsze przychodzi nam wtedy do głowy myśl, że jeśli nie my, to kto miałby się z tym tematem uporać – dodaje Michał. –Przecież istnieje na świecie tyle nowoczesnych rozwiązań w rybactwie, że któreś z nich na pewno u nas też się sprawdzi. To daje taką nową optykę, gdzie trudności topnieją w oczach i to, jak dotąd, zawsze się u nas sprawdzało. Oczywiście rozmowy z doświadczonymi rybakami są kopalnią wiedzy, z której koniecznie trzeba korzystać. Weźmy choćby naszego pana Józefa Świątkowskiego, który w Mazanowie pracuje „od zawsze”. Na początku na przykład dawał nam do zrozumienia, że jeśli mgr Daczka (byłyi szef GRyb. Opole Lubelskie, w tym Mazanowa) tego nie stosował, to nasze nowe pomysły tym bardziej nie wypalą. Jego nastawienie zmieniło się z czasem, gdy zobaczył, że my tu nie wpadliśmy na chwilę z myślą o szybkim zgarnięciu kasy, tylko że stawy to jest całe nasze życie – śmieje się Michał.

On nie zna życia bez kasarka

Obiekt w Mazanowie wymagał wielu inwestycji choćby dlatego, że nie posiadał własnych magazynów –wszak funkcjonował kiedyś w strukturze większego gospodarstwa. Obecnie magazyny służą również jako stawiki do rozrodu i podchowu coraz większej liczby gatunków. Poprawiane są również drogi i infrastruktura techniczna stawów oraz grobli. Obrazowo mówiąc, obecni gospodarze dążą do takiej kultury stawów, żeby po groblach wokół nich dało się jeździć normalnym samochodem, a nie wyłącznie traktorem. Najmłodszy rybak w Mazanowie – Krzysiu – z kolei nie bardzo przejmuje się stanem infrastruktury. W zasadzie błoto i kałuże to jego żywioł i bardziej sobie je ceni niż wybrukowany chodnik.

– On nie zna życia bez ryb, on nie zna życia bez kasarka czy łopaty i żadna zabawka nie jest w stanie odwrócić jego uwagi od prac rybackich, w których uczestniczyć musi koniecznie – potwierdza Justyna.  – Pamiętam jak kiedyś byłem z Krzysiem sam, a przyjechał do nas po lipcówkę karpia Kuba Jarosz, no i trzeba było coś z dzieckiem zrobić w trakcie załadunku – relacjonuje Michał. – Kuba niewiele się zastanawiając posadził Krzysia na basenie, dał mu mały kasarek do ręki i… było po kłopocie na bardzo długo. Mały rybak z wielką pasją ganiał rybki po basenie, a na dodatek zrobiono mu wówczas kapitalne zdjęcie, które jest świetną rodzinną pamiątką, no i oczywiście dumą dziadka Włodka – dodaje Michał. – Moje dzieciństwo też było specyficzne, bo mimo że spędzałam je w Stalowej Woli, dużym przemysłowym mieście, to uwielbiałam z Tatą obchodzić stawy w Sieragach, gdzie spędzałam weekendy i wakacje. Gdy przyszedł czas wyboru przyszłego zawodu, wiedziałam już, że nie pójdę w ślady starszych sióstr, które studiowały w Warszawie. Dla mnie stolica, to nie było miasto marzeń. Może dlatego wybrałam na studia Kraków i nauki ichtiologiczne, bo zawsze interesowały mnie zwierzęta, a miałam przecież już w pamięci najpiękniejszy z możliwych obrazów, widok stawów karpiowych – wyznaje Justyna.