Z akademika do Centrali Rybnej
Poznaniak z urodzenia, marzył od dzieciństwa o wyrwaniu się na morze. Obracał się za młodu wśród książek marynistycznych i w zasadzie wszystko było na dobrej drodze, bo ukończył Wydział Rybactwa Morskiego i Technologii Żywności na Akademii Rolniczej w Szczecinie, ale z przyczyn rodzinnych wylądował… w poznańskiej Centrali Rybnej. Życie studenckie wspomina do dziś, a szczególnie intensywnie w trakcie regularnie odbywających się spotkań z kolegami z wydziału. Co ciekawe, doszli ostatnio do wniosku, że trzeba te „narady” zintensyfikować i organizują nie tylko rocznice ukończenia, ale też rozpoczęcia studiów.
– Mogę się pochwalić przejściem przez studia bez choćby jednej poprawki. Może dlatego, że nie byłem „orłem”, to zawsze pchałem się na pierwsze terminy egzaminów. W ten sposób zawsze miałem wolne wakacje. Szczęście mi dopisało również w wojsku po studiach, gdzie na tyle słabo słyszałem rozkazy, że uznano, iż w cywilu będzie ze mnie większy pożytek – uśmiecha się Tomasz Kujath.
Tony za jednym zamachem
Pracę w rybactwie rozpoczął w 1978 roku w PGRyb Międzyrzecz na stanowisku ichtiologa. W trzech podległych mu brygadach jeziorowych było wiele problemów, ale na pewno nie należał do nich zbyt towaru. Ryby rozchodziły się w mgnieniu oka nawet wtedy, gdy z 40-hektarowego jeziora złowili 40 ton tołpyg, w tym 27 ton za jednym zaciągiem. Ale nie zawsze było tak słodko. Były też i ciężkie momenty. Pewnego lata w stawie o powierzchni 18 hektarów, przy wysokiej temperaturze wody i gwałtownym spadku ciśnienia przed burzą, z braku tlenu usnęło 12 ton karpi.
Morza szum…
– W 2001 roku stanęliśmy jako załoga pod ścianą i musieliśmy szybko podąć decyzję, czy bierzemy sprawy w swoje ręce, zakładając spółkę pracowniczą i przejmując odpłatnie dotychczasowe mienie państwowe, czy pozwolimy komuś innemu zrobić to za nas – przypomina Tomasz Kujath. – Sytuacja była nerwowa, bo trzeba było także znaleźć inwestora strategicznego. Udało się, a przy okazji zostałem prezesem i w tym roku obchodzimy 20-lecie działania firmy. Przez ten okres zmieniło się bardzo wiele, ale najbardziej rynek. Koniecznością staje się przetwórstwo karpi i działanie w większych grupach. Praca w rybackim biznesie nie jest łatwa, za to bardzo ryzykowna. Może dlatego żaden z moich trzech synów nie zamierza iść w moje zawodowe ślady – wyznaje Tomasz Kujath. – A ja sam? No cóż, gdybym jeszcze raz zaczynał, może jednak ruszyłbym na morze. Wciąż gdzieś w głowie słyszę jego szum.