Indiańska fantazja

Czasem w życiu człowieka zdarzają się dni, które rzutują na wiele kolejnych lat. Tak stało się i w jego przypadku, gdy urodził się w pierwszą noc po tym, jak rodzice – Zofia i Krzysztof – sprowadzili się do Wielgiego, gdzie ojciec nieco wcześniej zaczął pracę w państwowym gospodarstwie rybackim. Gospodarstwo to było wówczas na tyle daleko wysuniętą w terenie placówką, że „nowoczesność w domu i zagrodzie” jeszcze tam nie dotarła. Załoga rybacka jeszcze pod koniec lat 80. miała do dyspozycji ciągniki jedynie wówczas,gdy szef nadrzędnego gospodarstwa rzucił je do akcji w trakcie odłowów. Codzienność opierała się na sile roboczej koni i pracy przerośniętej kadrowo załogi.

– Stawy były na tyle zapuszczone, że w zasadzie na kilkadziesiąt hektarów powierzchni ewidencyjnej lustra wody było jedynie kilkanaście hektarów – wspomina Tomasz Siwiec. Reszta to były nieużytki, łąki i królestwo ptactwa wodnego i żab. Plony ówczesne sięgały kilku marnych ton karpi. Pamiętam, że jako mały chłopak jeździłem wozem konnym po groblach stawów w trakcie karmienia ryb. Dla mnie stawy były naturalnym placem zabaw. Nawet, gdy udawaliśmy z kolegą Indian, to z łuku strzelaliśmy do… karpi w płuczce. No, to się mojemu ojcu bardzo nie spodobało. Była mega-reprymenda! Zresztą chyba nie byłem nadmiernie spokojnym dzieckiem.

Karpie popłynęły do morza

Potem przyszły burzliwe lata 90. ubiegłego wieku – restrukturyzacja, kilkuosobowa spółka, która wydzierżawiła z państwowych zasobów zaniedbany obiekt. Wreszcie, po dość krótkim czasie, nastąpiło wycofanie się wspólników, którzy nie widzieli sensu we „wrzucaniu pieniędzy w błoto”. Krzysztof Siwiec wziął na swoje barki dźwignięcie gospodarstwa na wyższy poziom. Momentami było ciężko, bardzo ciężko.

– Pamiętam, bodaj to był 1998 rok. Akurat tata myślał intensywnie o wykupieniu gospodarstwa, a tu nagle przyszło letnie oberwanie chmury. Strumienie lały się z nieba całe popołudnie, potem noc i rano poziom wody w rzece był już tak wysoki, że ogromna fala przedarła się na stawy przez lichutkie ówczesne groble, rozmyła kolejne z nich i ryby z dwóch dużych stawów popłynęły do morza. Razem z nimi nadzieja na zarobek z całego sezonu. Dobrze, że w tamtych latach banki dość łatwo dawały kredyty, ale rodzice mieli nieraz pętlę finansową na szyi, bo przecież kredytów nikt raczej nie umarza, trzeba było je zwrócić – relacjonuje Tomasz Siwiec.

Rodzinny biznes Siwców

Po początkowych wstrząsach Zakład Produkcyjno-Handlowy Wielgie Sp. z o.o. , wszedł na ścieżkę odbudowy infrastruktury. Nastał czas remontów grobli, mnichów, a także zakupów maszyn i środków transportu.

– Na szczęście to był moment, gdy zaczęły funkcjonować unijne pieniądze. Przy dotacjach w wysokości 50% wartości inwestycji powoli ruszyliśmy do przodu. Akurat po skończeniu szkoły wróciłem na „pełen etat” do gospodarstwa i zacząłem się uczyć sztuki zdobywania dodatkowych środków. Na początku było ciężko przegryźć się przez te biurokratyczne zapory, ale z czasem szło coraz sprawniej. Odzyskiwaliśmy hektar po hektarze z dawnych stawów, z których często widać było jedynie zarys grobli. Dziś dysponujemy już powierzchnią około 90 hektarów, na których produkcja rzędu 100 ton jest absolutnie możliwa – zaznacza Tomasz Siwiec.

W Wielgiem, które kiedyś upodobał sobie słynny malarz Jacek Malczewski, rodzina Siwców rozwijateż agroturystystykę. Uznali, że nad tutejszymi stawami są rewelacyjne warunki do odpoczynku. Tak powstały domki letniskowe, które mają bardzo duże wzięcie. Tą działką zajmuje się Agnieszka Skoczylas, siostra Tomasza. W gospodarstwie myśli się już o przyszłości.

– Czasy się zmieniają i nasze gospodarstwo będzie się zmieniać. Być może z czasem stery w swoje ręce weźmie mój najstarszy, ośmioletni syn Olek, który dziś twardo deklaruje, że będzie hodował ryby, jak tata i dziadek. A poza tym może wrócę do koni, które kocham, ale już tylko dla przyjemności – uśmiecha się Tomasz Siwiec.

 

Tomasz Siwiec

ZAKŁAD PRODUKCYJNO-HANDLOWY SP. Z O.O.

Wielgie 79, 27-310 Ciepielów

tel. 502 371 979